1. Z przyczyn politycznych musimy Cię tutaj poinformować o tym, że portal xp.pl wykorzystuje tzw. cookies, czyli technologię zapamiętywania w Twojej przeglądarce (w celu późniejszego prezentowania naszym serwerom przy okazji pobierania treści) drobnych danych konfiguracyjnych uznanych za potrzebne przez administratorów portalu. Przykładowo, dzięki cookies wiadomo, że nie jesteś zupełnie nowym użytkownikiem, lecz na stronach portalu byłeś/aś już wcześniej, co ma wpływ na zbieranie informacji statystycznych o nowych odbiorcach treści. Podobnie, jeżeli masz konto użytkownika portalu xp.pl, dzięki cookies będziemy pamiętać o tym, że jesteś na nim zalogowany.
  2. Ww. technologia cookies jest stosowana przez portal xp.pl i nie stwarza zagrożenia dla bezpieczeństwa Twojego komputera. Jeśli ją akceptujesz, kliknij przycisk "Akceptuję cookies". Spowoduje to zapisanie w Twojej przeglądarce danych cookies świadczących o tej zgodzie, dzięki czemu niniejsze ostrzeżenie nie będzie już więcej prezentowane. Jeśli nie zgadzasz się na stosowanie cookies, zmień konfigurację swej przeglądarki internetowej.
  3. WAŻNE  Rozważ ponadto zarejestrowanie konta na portalu xp.pl. Nasz portal ma potężnych wrogów: kryminalna "grupa watykańska" lub, jak kto woli, grupa skarbowa obejmuje naszym zdaniem swym zasięgiem nie tylko wszystko, co państwowe, w tym np. rejestr domen .pl czy sądy, z których mogą płynąć rozliczne zagrożenia, ale także mnóstwo prywatnych przedsiębiorstw czy nawet prawie wszystkie prywatne przedsiębiorstwa: w tym także zapewne operatorów telekomunikacyjnych(!) oraz firmy z literami XP w nazwie, a nawet odpowiednie sądy polubowne stworzone dla oficjalnego i szybkiego "rozstrzygania" tego typu sporów o domeny. Wszystko jest pod kontrolą jednej władzy, zaś partie dodatkowo wprowadzają jeszcze coraz to nowe podstawy ustawowe do cenzurowania Internetu, do ukrywania treści, które w nim są, przed Polakami – więc bez kontaktu z administracją portalu xp.pl poprzez inny kanał, np. pocztę e-mail, pewnego dnia możesz stracić do niego dostęp! Dlatego zarejestruj się i na zawsze zabezpiecz się w ten sposób przed takim niebezpieczeństwem.
    Nie dopuśćmy, by w naszym kraju funkcjonował polityczny system zamknięty, nie poddany demokratycznej kontroli.Akceptuję cookies
    Rejestrując się zapewnisz sobie też ładną krótką nazwę użytkownika, z której w przyszłości będziesz dumny/a i która będzie poświadczać, że byłeś/aś z nami od początku.
E-MAILUSŁUGITARGCZATSTARTOWA
WIADOMOŚCIPOLSKAŚWIATKOMENTARZETECHNOLOGIA I NAUKAGOSPODARKAKULTURA

Trybunał Konstytucyjny pomoże głównym aferałom wymigać się od odpowiedzialności

19 sie 2019 00:56

Najnowsze dziwaczne i prawdopodobnie korupcją inspirowane orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego z roku 2018 ma szansę bardzo pomóc spodziewanym głównym aferałom, takim, jak premierzy kolejnych rządów czy prezesi telewizji, wymigać się od odpowiedzialności karnej. Istnieje na to prosta metoda i wszystko wskazuje na to, że politycy też już od wielu lat o niej myślą.

Mowa tu o orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego, w którym wymusza on na państwie wdrażanie określonej wizji łaski prezydenta, tej mianowicie, którą wymyśla sobie Trybunał Konstytucyjny. Łaska może przerwać każde postępowanie karne powodując jego umorzenie, łaska jest nieodwracalna, raz na zawsze wybawia nie tylko od kary, ale i od hańby, jaka wiąże się z utratą domniemywanej niewinności (łaska przed skazaniem prawomocnym). Świat polityki nie ma wstępu do kwestii związanych z rozumieniem prawa łaski, nie może go kształtować, ponieważ wszystko zależy od określonych popieranych przez Trybunał Konstytucyjny wymysłów na ten temat. Nie ma żadnego znaczenia art. 126 ust. 3 Konstytucji RP, który powiada, że "Prezydent Rzeczypospolitej wykonuje swoje zadania w zakresie i na zasadach określonych w Konstytucji i ustawach": Trybunał Konstytucyjny dalej będzie wykreślał (jako niezgodne z przepisami Konstytucji) przepisy ustaw, które z jakąś tam przyjętą przez niego wizją tej (niekoniecznej przecież, niejako dodanej na końcu) instytucji prawa, jaką jest łaska, są niezgodne.

Ten poważny problem ustrojowy omawialiśmy w artykule "Fiskus i mafia wywołały wyroki TK w sprawie łaski".

Do czego prowadzi obecne orzecznictwo? Co umożliwi hersztom band politycznych?

Jak już zasygnalizowano w powyższym artykule, może zdarzyć się tak, że czołowego polityka, np. premiera, istotnie postawi się przed sądem, tyle, że wcale nie będzie to Trybunał Stanu. Plany takie nawet ujawniano; przykładowo, w kontekście rządów Tuska – bo to one kojarzą się najbardziej z krzywdą Piotra Niżyńskiego, a PiS niechętnie brałby ją na siebie – już co najmniej 2 posłów PiS sugerowało, by odnośne osoby stawiać przed zwykłymi sądami, a nie Trybunałem Stanu, co jest istnym kuriozum i absurdem (istotna różnica, jaka z tego wynika, to jedynie to, że po zwykłym sądzie może być ułaskawienie, a po Trybunale Stanu nie). Posłowie ci to:

Wyobraźmy sobie więc, że np. Donald Tusk zostaje oskarżonym przed zwykłym sądem karnym przez prokuraturę za całą wiązankę przestępstw, w jednym akcie oskarżenia. Sprawa trafia do prezesa sądu (postaci wytypowanej przez np. Ministra Sprawiedliwości), ten zaś – zgodnie ze swą prerogatywą, zapisaną w Kodeksie postępowania karnego – kieruje ją na posiedzenie celem wydania wyroku nakazowego. Sędzia w konsekwencji:

  • skazuje go za najlżejsze z przestępstw na 1000 zł (wyrok nakazowy wydawany jest zaocznie i bez rozpraw, tylko na podstawie akt nadesłanych przez prokuraturę, przy czym obecnie pozwala na orzeczenie jedynie grzywny i być może z urojonych przesłanek i z powodu urojonych barier Trybunał Konstytucyjny będzie się sprzeciwiał rozszerzeniu tej pożytecznej instytucji; a przecież zauważmy, że od każdego wyroku nakazowego można się odwołać i on wówczas, bez względu na wartość merytoryczną sprzeciwu, bezwarunkowo traci moc) – przykładowo, przestępstwem tym mogłoby być podejrzenie raz ekranu Piotra Niżyńskiego w komunikatorze Tlen (istotnie, raz Donald Tusk zdawał się prezentować w telewizji, co pokazywano na ekranach jakiegoś centrum handlowego, mogła to być Galeria Mokotów, akurat w chwili, gdy przechodził tam Piotr Niżyński, wiedzę o tym, co napisał on jesienią 2011 r. w zażaleniu na odmowę wszczęcia dochodzenia w sprawie stalkingu przeciwko niemu: Tusk rzucił wtedy tekst w rodzaju "Jesteśmy na skrzyżowaniu dróg", który zresztą mógł dotyczyć czego innego podejrzanego w Tlenie, nawet nie tego zażalenia, które jedynie cytowało coś wypatrzonego przez Niżyńskiego w Internecie);
  • za pozostałe przestępstwa uniewinnia, ponieważ dowody są słabe. Otóż, jak się okazuje, choć przestępstwa grupy polityczno-watykańskiej szokują swą skalą i zuchwałością (np. zamawianie morderstw w karetkach pogotowia, w szpitalach, w Policji...), i częstotliwością, i poziomem lekkoduchostwa w popełnianiu kolejnych zbrodni, to im wyżej się szuka, tym bardziej dowody stają się kiepsko uchwytne. Ratuje nieco sprawę tylko Watykan, którego mass media zawsze sprawiają wrażenie świadomych, ale to, co one prezentują, są to raczej jedynie aluzje (czyli nie ma w tym otwartego przyznawania się) i trudno byłoby coś wyjaśnić, porozmawiać o tym problemie z jakimiś rzecznikami prasowymi, z uwagi na to, że wszyscy zamieszani (wedle tego, co się woła w ramach tortury dźwiękowej dręczącej Niżyńskiego, którą ludzie powszechnie kojarzą z Telewizją Polską) wierzą w odpowiedzialność samego papieża za te kolejne przestępstwa, w tym te podsłuchowe i związane z dręczeniem Niżyńskiego. Z kolei po stronie Watykanu zapewne zaprzeczano by istnieniu problemu. Toteż fakt, że jasne wydaje się istnienie zaangażowanego w sprawę ośrodka zagranicznego, czyli istnienie konkretnych zamieszanych ludzi za granicą, którzy jakimiś kanałami komunikują się z Polską, niestety może nie pomóc.
    Zlecenia dotyczące zbrodni zapewne przychodzą komunikatorem internetowym, np. słynnym niegdyś ICQ, pierwszym powszechnie znanym narzędziem tego typu. Ośrodek podsłuchowy (kojarzony ze studiem TVP na Jasnej, na którego jednym z wejść, od trochę innej strony, jest wielki napis TAI, jak od czasownika "taić", a właściwie: Telewizyjna Agencja Informacyjna) dostaje takie polecenia zapewne przez komunikator internetowy (jak się twierdzi, są od wielu wielu lat, od czasów bodajże Buzka, skomunikowani z kolejnymi premierami) i to następnie w tym ośrodku zapewne uzgadniane są szczegóły zbrodni z konkretnymi stałymi kontaktami, takimi jak np. szpital czy mass media. Te uzgodnienia zapewne też odbywają się przez komunikator Tlen lub ewentualnie z pomocą również wykorzystywanego w Telewizji Skype'a. Zauważmy, że udowodnienie, z kim rozmawiała telewizja, posługując się komunikatorem i rozmawiając z jakimś oznaczonym tylko numerem rozmówcą, może być w przyszłości dosyć trudne. W szczególności numer taki można przekazać komu innemu do obsługi. Kto inny mógłby zatem od pewnego dnia począwszy rozmawiać z (przypuśćmy) telewizyjnymi przestępcami, jak to się wierzy. W efekcie więc skandalu i śledztwa można spodziewać się co najwyżej skierowania do sądu – co do całej serii przestępstw, w tym spraw związanych z Niżyńskim, ale i różnych morderstw – zaledwie poszlak i domysłów z nimi związanych na poparcie teorii, że to premier zlecał te sprawy. Co z tego, że wszyscy w to wierzą i wszyscy uważają za swą misję realizowanie życzeń premiera (jak to kiedyś ujął członek Rady Nadzorczej TVP niejaki Rowicki, zapewne dobrany po nazwisku w związku z pobliską studiu TVP na Jasnej ulicą Rowickiego, z TVP zrobiono "zabawkę polityków").

A zatem w efekcie postawienia danego polityka czy innego kierownika przed zwykłym sądem, a nie Trybunałem Stanu, mogłoby dojść do skazania nawet samym tylko wyrokiem nakazowym, czyli bez rozpraw i zaocznie, na samą grzywnę za jeden zaledwie z czynów (uniewinniając od pozostałych zarzutów), co przed Trybunałem Stanu jest niemożliwe. Co więcej, np. wyrok nakazowy natychmiast upada, skoro tylko oskarżony wniesie tzw. sprzeciw. Mała to więc hańba. Niestety jednak, w odróżnieniu od postępowań przed Trybunałem Stanu, skazanym w zwykłym sądzie przysługuje jeszcze wnioskowanie o łaskę prezydenta. W razie jej uzyskania, zgodnie z nowym nadużyciowym orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego, postępowanie karne "należałoby" umorzyć. Najlepszy do tego moment jest po wniesieniu sprzeciwu od ww. symbolicznego wyroku nakazowego (skazującego na "symboliczną złotówkę", tj. np. 1000 zł), skoro Trybunał tak skomentował art. 17 k.p.k. o umorzeniach, że w zasadzie nie widać przeszkody, by akt łaski nawet w sytuacji braku wyroku skazującego wydany (bo np. wyrok ten utracił już moc: wniesiono sprzeciw) i tak skutkował umorzeniem sprawy. Prezydent wszak o wniesieniu sprzeciwu nie musiałby nawet usłyszeć. Pozostałby po tym polityk bez żadnego wyroku, za to ze sprawą póki co trwale umorzoną.

"Z przyczyn »prawnych«" mogłoby nie dać się nawet najgorszych bandziorów osadzać w więzieniach – "już nigdy" (nawet, gdyby później udało im się wszystko udowodnić, najgorsze zbrodnie, np. masowe masakry, a są takie przypadki), a to z uwagi na "konieczność konstytucyjną" (pozostaje chylić czoła!) połączoną jeszcze z niechęcią polityków przybieraną w strój "braku dostatecznie przekonujących dowodów", "niepewności w kwestii dowodów". Wszak każdy będąc samemu w grupie przestępczej łatwo też wspiera innych w niej będących, na zasadzie zwykłej solidarności, przewidującej, że skoro raz rozkręci się zamiłowanie ludu w sądzeniu złych polityków, to w końcu kiedyś rewolucja może zacząć zjadać własne dzieci.

W istocie takie pomysły na zabezpieczenie swej przyszłości, jak ten zarysowany 2 akapity wyżej, już przerabiano. Wskazówką na to jest nie tylko wychylenie się Tuska ze znajomością jakiegoś detalu najprawdopodobniej z ekranu Niżyńskiego wziętego, zważywszy na to, że ujawnił się z tym w bardzo trafnym czasie (to dosyć durne, jeśli miałoby to być przyznanie się w tym wrażliwym czasie, związanym z obawą o los sprawy w prokuraturze, już przed samą prokuraturą przegranej, lecz wciąż czekającej jeszcze na zdanie sądu; dlaczego przyznawać się akurat do drobiazgu, a nie do rzeczy dużo istotniejszych?), ale wskazówką jest tu też fakt, że, kontynuując ten przykład, Tusk istotnie został już kiedyś (nawet w czasach bycia przezeń premierem) skazany przez sąd na 1000 zł grzywny, a mianowicie przez sąd... administracyjny. Można o tym poczytać na https://www.rp.pl/artykul/266195-Grzywna-dla-premiera-Tuska-za-raport-o-dzialalnosci-CBA-.html. Otóż sądy administracyjne kojarzą się przede wszystkim, przewrotnie rzecz tu biorąc, z sądami pozostającymi pod władzą premiera ("administrator", "administracja publiczna" tu jest kluczowa, czyli innymi słowy sprawy z dziedziny nie zaliczającej się do władzy ustawodawczej ani sądowniczej); na forum bloga www.bandycituska.pl będącego blogiem Piotra Niżyńskiego można znaleźć kilka przykładów kompromitującego czy też dziwacznego, sprzecznego z prawem orzekania przez sądy administracyjne w sprawach, w których skarga dotyczyła istotnych politycznie ośrodków. Przykłady te to:

Skarg tych nawet nie poddano merytorycznej ocenie, po prostu odrzucono jako rzekomo niedopuszczalne – w tym celu wypaczano ich temat. Jest to szczególnie haniebne. Szczegóły – po kliknięciu odpowiednich powyższych odnośników.

Jeśli więc jest to jakieś popisanie się tym, co też politycy planują, to istotnie możliwość haniebnego rozwiązania problemów czołowych aferałów poprzez zastosowanie tego rodzaju sądu rysuje się w coraz bardziej realnych barwach, a to za sprawą TK.

Co więcej, wszystko wskazuje na to, że Trybunał Konstytucyjny, idąc dalej ścieżką osłaniania aferałów, zacząłby – po tych najbardziej haniebnych swych orzeczeniach, a mianowicie K 9/17 i K 8/17 – już nieco mniej (ale wciąż) kontrowersyjnie orzekać teraz z kolei, że łaska to właściwie "musi być" nieodwracalna, innej łaski państwo prawa czy państwo praw człowieka mieć nie ma prawa, że raz orzeczona łaska pozostaje w mocy już na zawsze itd. Co być może uzasadniałby jakąś "przysługującą przestępcy pewnością, że państwo mu nic nie zrobi" (bo tak może rozumie "pewność prawną")... Nic tu ustawy nie pomogą, nic nie da się w tej sprawie zreformować, po prostu skoro była łaska jakiegoś pojedynczego prezydenta, to już na wieki wieków amen Donald Tusk czy inne ewentualnie w grę wchodzące osoby (np. Ewa Kopacz – Minister Zdrowia z czasów mordowania rodziny Niżyńskiego – czy Beata Szydło, czy Mateusz Morawiecki, wcześniejszy szef administracji podatkowej) mogą spać spokojnie.

Wygranym w takim przypadku byłby również Prymas Polski, ponieważ wedle obiegowych opinii – rozpowszechnianych m. in. wśród spikerów tortury dźwiękowej (prawdopodobnie telewizyjnych operatorów podsłuchu) oraz różnych innych poszlak, jak np. przy sprawie prawdopodobnie politycznego zorganizowania zabójstwa 10-letniej Kristiny (co kojarzy się z 1000-letnim chrześcijaństwem i, dlatego, z np. "prymasem tysiąclecia" i ogólnie prymasami) – to on zleca (a nawet za wolą Ameryki ma być władny zlecać) premierowi różne przestępstwa, w tym te dotyczące Niżyńskiego. Zgodnie z odpowiednim napisem na warszawskim murku przy dużej ulicy: "Tusk kundel Putina" to on mógłby być tym symbolem "rosyjskiego zła", z zagranicy przychodzącego podżegania do wszystkiego, co najgorsze, z coraz większą ostatnio (wręcz szaleńczą) częstotliwością. Zresztą różne wskazówki to potwierdzają, w tym np. samo brzmienie słowa (kojarzy się z pierwszą masturbacją, ang. primary masturbation, a patrz wyodrębnione fragmenty naszego artykułu dotyczące sprawy pedofilii przeciw Niżyńskiemu; kojarzy się też z byciem dublerem premiera czy też Prezesa Rady Ministrów: jest PRM [premier] i PRM [prymas], tych dwóch trzyma się bardzo blisko), nadto dobór osób po nazwisku do tej funkcji (Hlond jak Blond, co zresztą pasuje do "albinizmu", może nie pojęciowego, jak raz rzekł Nietzsche w Antychryście, ale zwykłego albinizmu, tzn. superjasnej cery i włosów, Niżyńskiego; potem Wyszyński jak Niżyński, gdyż wysze i niże to po rosyjsku odpowiednio "wyżej" i "niżej", więc powstaje skojarzenie z aryjskim Übermenschem i poniżanym przez niego Untermenschem; ponadto także słowa Jana Pawła II o zamachu na niego, co w ramach skojarzeń religijnych z Maryją tłumaczył tak, że zaraz powstawało skojarzenie z Hlondem i jego powiedzonkiem o zwycięstwie, które przyjdzie przez Maryję, a tymczasem istotnie spotkał się on u zarania swego kapłaństwa z prymasem, już w 1947, czyli w drugim czy pierwszym miesiącu kapłaństwa, a potem jeszcze w ramach aluzji do nietzscheańskiego "Sanctus Januarius" z Wiedzy radosnej – o świętym początku czy też styczniu – wygłoszonej podczas ostatniej swej pielgrzymki do Polski wydawał się potwierdzać ten prawdopodobny trop, tę wersję o spisku na początku: więcej na ten temat można poczytać na www.bandycituska.pl/jp2.html; ponadto podnoszono, że to Glemp jest prawdopodobnie odpowiedzialny np. za zamordowanie Popiełuszki i istotnie różne poszlaki zdają się potwierdzać, że nie jest w tej sprawie dobrze i nie jest on bez podejrzeń). Dla porównania można tu wskazać, że takie ukryte w nazwie funkcji znaczenie zawiera się też w słowie "premier", gdyż brzmi ono, jak "ten, co rozdaje premie" (przy czym w tym przypadku, z uwagi na to, że zakulisowe i nieformalne, chodzi o premie nielegalne, a mianowicie zagarniany przez ludzi podatek, zwłaszcza dochodowy od osób fizycznych, zaś w przypadku drobnych przedsiębiorców niespółkowych, np. prawników, rzeczników patentowych, tłumaczy przysięgłych itp., chodzi tu też typowo o VAT).

Skoro by sądownictwo – "administracyjnie" orzekając, pod wpływem mianowicie groźby wkroczenia do nich administracji podatkowej – tak zareagowało na zarzuty kryminalne przeciwko np. Tuskowi, że tylko najlżejszy z nich uwzględniło, np. ten o podejrzeniu jakiegoś ekranu (bo np. być może udałoby się pozyskać z ewentualnie istniejących tzw. logów, czyli rejestrów zdarzeń, w komunikatorze Tlen jakieś informacje o odbieraniu tych transmisji kamerkowych z serwerów), natomiast wszystkie zarzuty co do przestępstw i zbrodni organizowanych komunikatorowo by uznało za nieudowodnione, a następnie sprawę by raz na zawsze uznano za umorzoną i niepodlegającą podjęciu na nowo, przez sprawiedliwszy rząd pod wodzą nowych ekip politycznych (albowiem Trybunał Konstytucyjny np. wyrokiem K 8/17 wykreślił możliwość wniesienia kasacji na niekorzyść oskarżonego w takiej sytuacji), to po pierwsze tym bardziej nie byłoby sensu dopatrywać się śledztwem jakiejś winy prymasa, skoro to tylko takie nieudowodnione rozmówki komunikatorowe mogły być co najwyżej, a po drugie nikt by nawet nie próbował podejmować śledztwa, a to "z przyczyn prawnych". A zatem to zapewne właśnie w sercu grupy przestępczej są najwięksi zwolennicy takiej "łaski" i takiego rozwiązania problemu kryminalnego. O ile premier nie uchroni się od odpowiedzialności przed narodem w trybie hańby, w tym sensie, że będzie przynajmniej skompromitowany, o tyle istnieje możliwość, że chociaż duchowieństwo zachowałoby dobre imię po tym skandalu, mimo niego (bo odpowiedzialność kryminalna to już w ogóle wydaje się czymś tak nierealistycznym, że nie ma co nawet o tym dyskutować) – mianowicie: jeśli tylko będzie się konsekwentnie wrażać plan co do wymigiwania się przez polityków od odpowiedzialności przy pomocy łaski prezydenta, co właśnie wydaje się ich naturalnym dążeniem i dlatego czymś obecnie bardzo możliwym (jak pokazują też cytowane wypowiedzi posłów PiS-u).

Skąd wzięły się partie PO i PiS

Partie te zapewne wykreowało papiestwo, wydają się być owocem czy to zainteresowań i sfery działań, czy to metod zakulisowych interwencji grupy watykańskiej, pojmowanej zarówno dosłownie jako kolejni papieże i ich sojusznicy, jak i w kontekście licznych spraw, o które można ją podejrzewać (patrz www.bandycituska.pl/ponazwisku.html i www.bandycituska.pl/ofiary.html). Ściślej zaś i bliżej polityki to oceniając, i w dużo mniejszej skali czasowej, można przypuszczać, że za ich wylansowanie współodpowiedzialny był AWS i premier Buzek (z racji bycia u władzy i, najprawdopodobniej, celowego istnienia wówczas pewnych innych skłonności par excellence i w zamierzeniu samobójczych na szczytach tej partii) oraz zapewne też, zależna wówczas od ludzi kojarzonych z AWS, a przy tym będąca bodajże jak gdyby stałym sojusznikiem ww. "grupy" (już choćby z przyczyn ustawowych), Telewizja Polska.

Zanim Karol Wojtyła (człowiek o inicjałach podobnych do Karola Wielkiego, stąd też zapewne niezwykły) został księdzem, był zapisany do pewnej partii: Stronnictwa Pracy. Inicjatorem utworzenia tej partii był niejaki Paderewski, znany polityk i pianista, o nazwisku kojarzącym się ze słowami Pater Noster – istotnie, wiele wskazuje na to, że (podobnie jak Piłsudski: którego nazwisko można by też zapisać jako Pius-udski, czyli jako pochodzące od papieża Piusa X, za którego wybuchła, z nieco absurdalnych przyczyn, bo z powodu pojedynczego antypokojowo i antyracjonalnie rozdmuchanego incydentu, I wojna światowa, w następstwie której Polska odzyskała niepodległość; oficjalnie mówiono, że wojna rozpętała się z powodu narodów słowiańskich, ale tych południowych) ów Paderewski był człowiekiem jakoś uzależnionym od grupy watykańskiej, grupy zakulisowych wpływów papieża w polityce, gdyż oprócz trafnego nazwiska został też następnie najpewniej zamordowany w szpitalu nowojorskim, jak można poczytać na www.bandycituska.pl/ofiary.html (również i Piłsudskiego zabito, i chyba jeszcze kogoś z polskiej ekipy rządzącej, później też byłego cesarza niemieckiego i generalnie to grupa ta, jak pokazuje historia, lubi rozliczać się w ten sposób końcowo z politykami, którzy dawniej jej się wysługiwali, a teraz widać, że już nic większego nie osiągną).

W tej partii, Stronnictwie Pracy, był razem z Wojtyłą też pewien ksiądz, a jego personalia to ks. Zygmunt Kaczyński (jego pierwotna partia to Chrześcijańsko-Narodowe Stronnictwo Pracy, jednakże jak można poczytać na Wikipedii przekształciło się ono na 2 lata przed II wojną światową w Stronnictwo Pracy, za pośrednictwem jeszcze jednej innej nazwy). Partia istotnie odwoływała się do oficjalnych nauczań papieskich, np. za swój program uważała encyklikę Leona XIII (swoją drogą prawdopodobnie zamieszanego w tragedię Nietzschego, za pośrednictwem powiązanych z nią spraw dotyczących Pertiniego i planów co do Niżyńskiego) o sprawach społecznych, zatytułowaną "Rerum novarum". Tymczasem zaś Karolowi Wojtyle – przyszłemu Janowi Pawłowi II odpowiadało na tzw. liście papieży wg Malachiasza (dotyczącej papieży przyszłych) określenie "De labore Solis" ("Z pracy Słońca", można by to też zapisać tak: "Z pracy, Słońca!"). "Jasne jak Słońce, że to polityk"... I tu, i tam praca, encyklika społeczna programem partii, partię zakładał niejaki Paderewski (jak Pater Noster = "ojciec nasz")...

A zatem Kaczyński to taki ksiądz, który był razem w partii z Wojtyłą (przyszłym papieżem z Polski).

Jarosław Kaczyński faktycznie nieco na księdza pasuje, z racji swego stanu kawalerskiego. Dodatkowym potwierdzeniem, że to z tego powodu przypadła mu czołowa rola w polityce, jest to, iż założył już dawno temu spółkę deweloperską Srebrna wraz z arcybiskupem, na ten temat rozkręcono nawet pewną aferę; ma ona nieruchomość naprzeciwko Dworca Centralnego w Warszawie, gdzie jest bodajże piekarnia Grzybki, sklep Żabka i jeszcze inne tego rodzaju lokale, typowo skore do współpracy ze skryminalizowanymi monitoringami w budynkach (tj. oferujące dodatkową pracę przy monitoringu, co w istocie wiąże się z podsłuchiwaniem Piotra Niżyńskiego – podsłuch tego, co dzieje się w jego otoczeniu, bez względu na miejsce przebywania, bo to podsłuch radarowy, odbiera się telefonem komórkowym – oraz obsługą komunikatora internetowego "Tlen" i pomaganiem tzw. telewizji w lokalizowaniu go, a w razie potrzeby: odbieraniem i publikowaniem w Tlenie jako kamerki wypromieniowującego się ekranu jakiegoś urządzenia Piotra Niżyńskiego), oczywiście też w całym budynku rozbrzmiewa tortura dźwiękowa, gdy Piotr Niżyński jest w pobliżu (dawniej był to tylko niesłyszalny, nieodbierany jako bodziec przekaz podprogowy) itp. A zatem dawniej Kaczyński w partii z Wojtyłą, teraz, z racji nowych czasów, nowy Kaczyński coś podobnego zrealizował z poparciem duchowieństwa. Chyba nie bez powodu taki gest.

Druga część sceny politycznej, zajmowana przez PO, również powstawała w sposób specyficzny, z tym, że kojarzy się ona tym razem nie z posłuszeństwem Kościołowi, a bardziej z Ameryką. Same personalia Donald T. to przecież (zgodnie z typowymi metodami grupy watykańskiej, tj. doborem człowieka po nazwisku do czegoś złego) nawiązanie do słynnego Donalda Trumpa, a przy tym Tusk faktycznie od zawsze był liberałem, już w 1988 przewidując, co się stanie (tj. upadek PRL-u), zakładał koła liberałów i ośrodki przygotowywania się do prowadzenia polityki.

Jeśli ktoś spojrzy w życiorysy obu tych polityków, jak widać nieprzypadkowo dobranych, dostrzeże dziwną prawidłowość: oni obaj przygotowywali się niejako do polityki już w czasach studenckich. Mieli kartę w swej osobistej historii, którą mało kto miał, a mianowicie jakieś formy politycznego aktywizmu. Już na studiach odznaczali się na tle innych w jakiś chlubny obecnie, prowolnościowy sposób.

Tymczasem polityków tych planowano już dawno temu. Wskazuje to zaś na to, że to papiestwo kreowało swymi planami (chętnie podchwytywanymi przez uległą już od czasów PRL-u, ba, nawet ponoć podsłuchową, jak wynika też z poszlak, już wtedy telewizję) te 2 partie jako te, które będą kontrolować niemal całą polską politykę. Jak gdyby chcąc dojść do sytuacji, że "Kaczor Donald trzęsie polską polityką" – bajka jakaś jest w niej najważniejsza. Czego to może dotyczyć, gdy się jest papieżem, w to może nie wnikajmy, ale kojarzy się to z czymś prymitywnym i raczej dla dzieci.

Warto tu zwrócić uwagę na to, że ojciec Donalda Trumpa Fred Trump odziedziczył po jego dziadku pół miliona dolarów, ale na koniec życia miał 250-300 mln. dolarów (informację taką cytuje Wikipedia). Co spowodowało tak spektakularny sukces? Czy tylko fakt posiadania pół miliona dolarów? Tyle pieniędzy to ma sporo ludzi, zapewne dużo dużo więcej niż ten szczyt piramidy gospodarczej, który ma ich setki milionów. A tymczasem tylko niektórym udaje się tam dojść. Prawdopodobna odpowiedź to: nadanie synowi imienia Donald. Nazwisko "Trump", po angielsku oznaczające dosłownie "trąbnięcie" (albo "trąbka"), w zestawieniu z bardzo rzadkim imieniem Donald podchwycono u nas jak gdyby, tyle, że aluzyjnie (typowa metoda wzmiankowanej przez nas nieraz mafii czy też jakieś zakonspirowanej grupy kojarzącej się z Watykanem), w 1965 r. poprzez wydanie, a potem gigantyczne nagłośnienie (m. in. w telewizji) książki Pagaczewskiego "Porwanie Baltazara Gąbki", kojarzącej się z przejęciem kogoś i zabraniem go do siebie. Baltazar jako odpowiednik Donalda, a Gąbka jako odpowiednik Trąbki – to oczywiście bardzo pasuje. Można tu nadmienić, że za czasów tego samego premiera Cyrankiewicza koleżance Wojtyły zdarzyło się, co przecież bardzo nielicznym się zdarza, rzekome zachorowanie na raka; wkrótce później, ale to dopiero po modlitwie do o. Pio prawdziwe nazwisko Forgione – ang. forge oznacza "podrabiać" – rak zniknął i już nigdy nie został wykryty, a całą tę sytuację przekuto na jeden z cudów za wstawiennictwem polskiego papieża. A zatem przekręty polityczne na tym szczeblu były jak najbardziej możliwe, tym bardziej, że najwyraźniej komuniści od zawsze współpracowali z papiestwem w realizacji kompromitujących przekrętów mających być swego rodzaju kościelnym samooskarżaniem się (por.: symbol stalinowskiego państwa prokurator Wyszyński i jego rola); przejawem tej postawy bodajże samego Stalina było powołanie przez polski rząd państwowego PAP-u jako centralnego organu prasowego równo 1 miesiąc i 1 dzień po dacie urodzin Niżyńskiego, swoją drogą najwyraźniej już długo przed jego urodzinami planowanej, jak pokazuje strona http://forum.bandycituska.pl/viewtopic.php?f=9&t=3796&p=9146#p9146. (Jak to możliwe wywołać jakiejś rodzinie, bez jej wiedzy, poród odpowiedniego dnia? Najprostsza odpowiedź: przekazem podprogowym... To najwyraźniej od dawna, bardzo nawet dawna już, tj. od lat 70-tych XIX w., znana metoda manipulowania ludźmi.)

W każdym więc razie synowi ówcześnie już wstępnie bogatego Freda Trumpa nadano imię Donald, nazwisko jego kojarzyło się zaś z wynaturzonym, nadmiernie już głośnym i publicznie widocznym przekazem podprogowym (przy czym Amerykę widocznie upatrzono sobie jako kraj bez konfliktów zbrojnych na własnym terenie, silny, bezpieczny, demokratyczny i gotowy przez te wszystkie sprawy i przez liczebność swego narodu na wylęgarnię nowoczesnej elektroniki). Obecnie takie coś od przełomu 2012 i 2013 r. dręczy nieustannie Piotra Niżyńskiego, ale to sprawa, której ściślej przyjrzymy się dopiero po ujawnieniu przykładowej instalacji dźwiękowej (ukryta instalacja budynku służąca do włączania się i odtwarzania potencjalnie nawet wielu różnych kanałów radia podsłuchowego, znająca też własne położenie jako współrzędne uzyskane z GPS-u). Do tego ujawnienia zresztą niedaleko.

Można tu zwrócić uwagę, że imię Donald ma patrona w postaci św. Donalda z Forfar, co kojarzy się zarówno z fanfarami (i dlatego "Trumpem", ogólnie trąbką), jak i z torturami.

Gdy Wojtyła (istotna część personaliów to zapewne Karol W.) w 1946 r. został księdzem i spotkał się z prymasem Hlondem, a potem też wyspowiadał u o. Pio, który mu przepowiedział, że kiedyś będzie papieżem (wedle recenzji: "zasiądzie na najwyższym stanowisku w Kościele"), a w tymże samym roku w USA urodził się Donald Trump, być może na jakieś zamówienie właśnie w tym roku, jak gdyby w reakcji na te 2 wydarzenia, jedno z Kaczyńskim się kojarzące, drugie z Donaldem, w USA w 1947 r. Walt Disney zgodził się na zlecenie amerykańskiego Departamentu Skarbu stworzyć postać Kaczora Donalda. Informację tę cytuje z książki angielska Wikipedia. Być może sprawę tę dodatkowo powiązano, jak i w przypadku rodziców Trumpa i zamówienia sobie przez USA ich syna, z ofertą niepłacenia podatków, bo to wydaje się być tą prawdopodobną metodą zjednywania sobie ludzi przez grupę watykańską już nawet pod koniec XIX w. (pierwsze przypadki wymuszania stosowania przeciwko konkretnym osobom przekazu podprogowego).

Donald Tusk był jedną z głośnych i wypowiadających się w mediach postaci w 1992 r., czyli wtedy, gdy prawdopodobnie doszło do pedofilii operatorów podsłuchu przeciwko Niżyńskiemu i do odwołania szefa mediów publicznych, i do "nocnej zmiany" premiera (oraz do podpisania z Rosją paktu o przyjaźni i dobrosąsiedztwie), mimo że nie był żadnym kierownikiem. Po upadku UW jako siły politycznej (wskutek afery z dziurą budżetową, która zniszczyła koalicję AWS-UW, w rzeczywistości zaś zapewne zorganizowano ją jako symbol problemu niepłacenia podatków i ogólnie potrzeby wytworzenia grupy skarbowej i potrzeb grupy watykańskiej; była to zapewne celowa samokompromitacja, może też w związku z oczekiwaniami Ameryki, która chciała zaostrzenia przestępstw i zbrodni pod dyktando np. prymasa – tak się dziś mówi, że to oddanie Polski prymasowi [i papieżowi] to też wymóg Ameryki w ramach sojuszu radarowo-podsłuchowego czy też współpracy w ramach obrony antyrakietowej, a ogólnie to podobne roszczenia, choć nie tak daleko posunięte, kierują tam ponoć w stronę wszystkich krajów) – gdy więc powstała pewna próżnia polityczna na centroprawicy – Tusk nadal wierzył w siebie i był dobrze zmotywowany, tak, iż wykreował tym razem już ściśle wokół siebie (nie zaś będąc jedynie szeregowym politykiem, jednym z wielu) partię Platforma Obywatelska, której sprzyjali byli koledzy z UW zapisując się do tego projektu i której następnie w wyniku tego udało się uzyskać rejestrację w sądzie, i której następnie bez wahania pomagały mass media publiczne, informując o jej powstaniu. W analogicznych warunkach Kaczyńscy tworzyli Prawo i Sprawiedliwość, wykorzystując też wizję siebie jako szeryfów (z czasów komisji śledczej ds. afery Rywina), w tym Lecha Kaczyńskiego jako profesora prawa i dawnego Ministra Sprawiedliwości, a Jarosława jako bezkompromisowego bojownika o rozliczenie "afer SLD" (też prawdopodobnie celowo przez tę partię przeciw samej sobie zorganizowanych, jak wskazują niektóre detale trudne do dostrzeżenia zwykłym ludziom nie znającym szczegółów różnych spraw kryminalnych; podobno też, zdaniem spikerów "telewizyjnej" tortury, aferę Rywina wywołała administracja podatkowa, czyli również i ta sprawa była skandalem celowo zorganizowanym przez premiera, natomiast dużo jaśniejsza, lepiej potwierdzona, wydaje się kwestia afery starachowickiej jako celowego uderzenia w samych siebie).

W ten sposób w polskiej polityce pojawiły się 2 nowe partie, obecnie najważniejsze i kluczowe, a tymczasem – jak trafnie wskazuje blog Piotra Niżyńskiego www.bandycituska.pl – już np. ok. roku 1985 w Ameryce przewidywano taki los polskiej polityki, a w każdym razie dalej snuto temat Kaczora i Donalda, tyle że tym razem inaczej nazwanych – mianowicie Rajmundem i Donaldem (to pierwsze to imię rzekomego ojca Kaczyńskiego, choć w rzeczywistości można podejrzewać, że obaj bliźniacy zostali przez matkę tylko zaadoptowani; ojciec Rajmund, wykładowca Politechniki Warszawskiej, który uczył też ojca Piotra Niżyńskiego, kojarzy się z "rajem-w-świecie" [gdyż łac. mundo = świat], czyli z krytyką religii opartą o argument jej tkwienia od początku w zacofanych poglądach kosmologicznych; budzi to więc skojarzenia z niewiarą taką lepiej ugruntowaną, bo nie nową, tylko już we wcześniejszych pokoleniach będącą w rodzinie, a ponadto Rajmund kojarzy się też nieco z Reymont i z remontami, tj. remontowaniem nieruchomości po to, by mogły dodatkowo grać to, co potrzebne centralnie nimi sterującym operatorom podsłuchu).

Uściślając powyższą informację na temat nowego wynalazku, ok. roku 1985 powstał w Ameryce standard baz danych zwany SQL, który do dziś pozostaje tym "szkolnym" standardem, którego uczy się wszędzie na studiach. Jest to innymi słowy standard komunikowania się z serwerem baz danych przy użyciu sformułowanych w określony sposób (językiem zbliżonym do naturalnego, choć ściśle określonym) poleceń. Można tu przytoczyć kilka ciekawostek wskazujących na prawdopodobieństwo, że na ukształtowanie się tego języka miał wpływ Watykan ("grupa watykańska"), a robił to zapewne po to, by informatykom w miarę możności "na każdym kroku" przyświecała sprawa tego, że wolnej woli to wcale nie brakuje, a tzw. dylemat determinizmu to bzdura:

  • język SQL stosuje i obnosi się z logiką trójwartościową (nie opartą tylko na 2 opcjach, "prawda" i "fałsz"); można to teraz skojarzyć z treścią tzw. dylematu determinizmu;
  • język SQL stworzyli pan Donald i pan Raymond (patrz https://en.wikipedia.org/wiki/SQL);
  • dzień po przyszłych urodzinach Piotra Niżyńskiego (dodawanie 1 kojarzy się z "następstwem z danej przyczyny"; podkreśla się tu, że data urodzin Piotra Niżyńskiego jest już znana i jest w założeniu, a dane zdarzenie jest jej skutkiem, a nie przyczyną) Piłsudski przeprowadził jedną ze swych najzuchwalszych czy nawet najzuchwalszą akcję "ekspropriacyjną" (złodziejstwo) na Rosjanach, mianowicie na pociągu rosyjskim, wraz z niejakim Hellmannem (nazwisko brzmi jak "człowiek piekieł") i jeszcze innymi ludźmi. Akcję tę przeprowadził pod... Bezdanami (Bezdany, prawie jak "baz-dany"). Wzmianka o tym jest np. na https://pl.wikipedia.org/wiki/Bezdany. Informacja o dacie urodzenia Piotra Niżyńskiego (25.09.1986) jest udowodniona na http://forum.bandycituska.pl/viewtopic.php?f=9&t=3796.
  • Fakt wczesnego już interesowania się Watykanu przyszłymi osiągnięciami w dziedzinie komputerów poświadczony jest np. przez numer odpowiedniej sekcji książki Nietzschego Poza dobrem i złem mówiącej, dziwnym trafem, o Rzymie i wierze rzymskiej (jak gdyby jako o prawdziwym pochodzeniu niektórych dziwnych zainteresowań; fragment wprawdzie o Wagnerze, ale Nietzsche trochę jak gdyby mówił o sobie samym): jest to numer 256, jak słynna w informatyce (zapisywana też w sposób okrągły jako 100 w tzw. systemie heksadecymalnym) liczba różnych kolejnych liczb naturalnych, jakie można zapisać w jednym bajcie. Podobnie też długość życia siostry Faustyny (najprawdopodobniej zamordowanej, przy czym trop wiedzie do grupy watykańskiej) wyrażona w godzinach (poprzez przemnożenie liczby dni przez 24) kończy się liczbą 256, a tymczasem zmarła w czasach przypadających na czasy życia i rozwoju kariery wspomnianego poniżej matematyka Kurta Gödla (choć jest on tu może tylko symbolem ogólniejszego zjawiska, tj. skupiania się na tej dziedzinie; nie było wówczas oczywiście odrębnej dziedziny nauki "informatyka", tym niemniej jej podstaw poszukiwano przede wszystkim w matematyce i, później, w prekursorze elektroniki, czyli fizyce, odnośnie możliwości konstruowania tzw. bramek logicznych, do dziś utrwalonych w nazwisku słynnego amerykańskiego miliardera Gatesa).

Prawdopodobnie już we wczesnym XX w., np. za czasów słynnego matematyka K. Gödla (nazwisko nieco oparte na słowie God = Bóg), planowano jakąś ogólną teorię organizowania informacji dla przyszłych maszyn cyfrowych, komputerów, taką, która by najlepiej służyła religii (działo się to w czasach, gdy równolegle pracowano też najprawdopodobniej, jak pokazują niektóre fakty ze strony www.bandycituska.pl/ponazwisku.html, nad nową fizyką, która nie byłaby deterministyczna; najprawdopodobniej obmyślono nawet w r. 1900 drogę, która miała do tego prowadzić i którą faktycznie następnie wyzyskano, niby to w reakcji na odkrycia...). Ta teoria organizowania informacji uzyskała nazwę teorii baz danych w związku ze szczegółem wyżej podanym wziętym z mapy Polski i z biografii Piłsudskiego. Pierwsze przypadki stosowania nazwy "baza danych" w nauce datuje się na lata 60-te. Wykorzystano to, że jakaś informacja w bazie danych może być, a może jej nie być i wówczas w tym miejscu jest jakiś znacznik NULL. Aby logika mogła być trójwartościowa, wymyślono następnie (oficjalnie dopiero w ramach standardu SQL, ale może plany już były wcześniej), że, konsekwentnie, także i wartość logiczna może być NULL, co oznacza "nie wiem", po czym – co jeszcze ważniejsze – zapewniono, by odpowiednie były wyniki operatorów zwracających wartości logiczne (operatorów, tj. np. relacji w rodzaju równość, nierówność itp.). Pod dyktando tych więc wymagań stało się tak, że gdy np. jakiś tekst porównuje się z wartością nieistniejącą (wyróżnioną wartością oznaczającą "pole niezapełnione i bez treści"; nie jest to tożsame z pustym tekstem, bo można stosować pusty tekst i to jest co innego niż NULL), to wynik logiczny tego porównania nie jest ani prawdą, ani fałszem, tylko jest NULL. Podobnie jest też z liczbami. Jest tak zarówno z operatorem "równe", jak i "różne", "większe niż" czy "mniejsze niż". Na bazie tego powstało praktyczne zastosowanie wartości logicznych NULL (obok Prawdy i Fałszu) i powstała cała tablica .

Istnieje nawet jakaś wygoda stosowania tej metody, jakieś zalety tego, że tak zrobiono, tym niemniej liczne poszlaki, w tym także te tkwiące w kodzie źródłowym systemu Linux (najprawdopodobniej również pod wpływem grupy watykańskiej zaproponowanego Linusowi Torvaldsowi i najwyraźniej również był on dobrany po nazwisku, zgodnie ze stałą od XIX w. metodologią pracy tej grupy, patrz www.bandycituska.pl/ponazwisku.html) – szczegóły można odnaleźć w pierwszym wpisie, tym z 2019 r., na blogu www.bandycituska.pl – wskazują na to, że inicjatywa wyszła z Watykanu i fakt, że w pewnych rzadkich i szczególnych zastosowaniach są z tej dziwacznej i na co dzień tylko utrudniającej życie logiki jakieś korzyści, wcale nie zapewniał, że ona się utrzyma. W technologiach wszystko ewoluuje, każdy może tworzyć własne odłamy oprogramowania publicznie dostępnego i rozwijanego (np. baz danych MySQL czy PostgreSQL), przetwarzać je, usuwać z nich określone elementy itp. i gdyby nie troska konkretnych osób (np. Michaela Wideniusa, twórcy MySQL i MariaDB), logika trójwartościowa w którejś wersji oprogramowania mogłaby (mimo że zawiera się w standardzie SQL, jakże po drodze spopularyzowanym i przez wszystkich powielanym) po prostu zniknąć, jako niepotrzebny balast. Historia pana Wideniusa, który bardzo cwaniacko dorobił się na oprogramowaniu, które już sprzedał, dalej je rozwijając po swojemu i zarabiając na tym pieniądze, i mając z tego powodu osobną firmę, który przy tym ma jeszcze najwyraźniej dobrze dobrane nazwisko, dodatkowo potwierdza, że zadbano w rządach o tę troskę o to, by broń Boże logika trójwartościowa nigdy w informatyce nie przepadła, tylko zawsze była na wyciągnięcie ręki i była popularnym w tej supernowoczesnej (dużo z Internetu korzystającej, przez co może też z pornografii itd.) branży pojęciem.

W każdym razie istotne jest tu wniknięcie, że w tej politycznej najwyraźniej sprawie, jak to pokazują skrajnie nieprawdopodobne a wyżej wymienione zbiegi okoliczności, przejawia się stary plan, ten sam, co i przy sprawie Kaczora Donalda zamówionego przez rząd amerykański: plan "dwóch potęg" politycznych dla Polski. Z których jedna symbolizuje przede wszystkim sojusz z Kościołem, a druga przede wszystkim – z USA. Takie inwestowanie Watykanu w politykę widać też zresztą w samej postaci Jana Pawła II (uprzednio przygotowanego przez Jana Pawła I, a wcześniej przez kolejno Jana XXIII i Pawła VI, którzy go poprzedzali), gdyż inicjały jego są identyczne z inicjałami personaliów Józef Piłsudski, przez co budzi on skojarzenia z byciem "Józefem Piłsudskim Drugim", wielkim przywódcą politycznym Polaków.

Skąd wzięły się stronnictwa Nowoczesna i Kukiz

Tutaj sprawa jest łatwiejsza i nie wymaga sięgania do historii. Partie są nowe, a ich geneza wydaje się jasna, bowiem w obu stronnictwach aż roi się od ludzi sprawiających wrażenie dobranych po nazwisku do polityki.

Nie byłoby to normalnie możliwe, ponieważ nie jest tak, że ludzie, skoro tylko przeczytają gdzieś, że jest jakieś stowarzyszenie Nowoczesna, to zaraz garną się tam celem zrobienia kariery politycznej. Przeciwnie, chętnych na coś takiego jest bardzo mało. W ogóle Polacy niezbyt myślą o swej własnej karierze w polityce, jest to raczej wielka rzadkość. A tymczasem fakt dobierania ludzi aż po ładnie (swojsko czy też trafnie) brzmiącym nazwisku, co wyjątkowo rzadkie, stosowany w dodatku jako nagminna praktyka, wymaga dostępności wielkiego zbioru danych osobowych, z którego można dopiero wziąć takie postaci i im zaoferować współpracę. Małe i prawie nikomu nieznane stowarzyszenia czy wręcz działalność jednostki, jak w przypadku Kukiza, nie mają szans dysponować takim zbiorem danych osobowych. Dysponuje nim natomiast państwo, zaś patrząc na zawody nowych posłów – są to często osoby jawnie lub w zakamuflowany sposób (np. jakiś profesor, który jednocześnie jest autorem książki czy książek) pracujące na własny rachunek, czyli odznaczające się przedsiębiorczością – widać, że chodzi tu najprawdopodobniej o urzędy skarbowe, a zbiór danych osobowych to po prostu lista płatników. Zapewne wybiera się stamtąd ludzi nieprzypadkowo, nie bez sensu i byle kogo, tylko tych, którzy nie płacą, bo dogadali się kryminalnie z państwem – można tak przypuszczać, nie jest to nijak udowodnione, ale taka jest już ludzka natura, takie są też wskazania Włocha Machiavellego, że rzadko kiedy w polityce coś się robi z dobrego serca i że zamiast tego działa się raczej w warunkach zimnego wyrachowania, dla wymiernych korzyści. Skoro się więc jest członkiem czy nawet zarządza się grupą przestępczą, to przydatne są "partie satelitarne" oparte o z niej też wziętych ludzi. To w każdym razie, czyli dzwonienie do ludzi przez urzędy skarbowe i oferowanie im zapisania się do Kukiza lub do Nowoczesnej, można podejrzewać na temat takich oto nowych gwiazd polityki (posłów na obecny Sejm):

  • poseł Pudłowski – "w pudle"?
  • Ewa Lieder – druga Kopacz?
  • Monika Rosa – postać dla Polaków niemalże jak z rodziny, bo z telewizji i z Klanu: Monika Ross nasuwa się tu na myśl;
  • Joanna Scheuring-Wielgus – nazwisko arcybiskupa Wielgusa;
  • Ryszard Petru – nazwisko trochę z "tym Piotrem" się kojarzące, tj. może z ofiarą podsłuchu telewizyjnego;
  • Piotr Apel – "niech próbuje dalej tych różnych apelacji, a nie zawraca posłom głowę"?
  • Rafał Wójcikowski – imię jak kolegi Piotra Niżyńskiego z Internetu, nazwisko jak kolegi Piotra Niżyńskiego z WAT-u deklarującego się jako ateista ("to jakiś poseł, któremu nie po drodze z Watykanem"), w dodatku z Łodzi, gdzie prokuratura jest na Kilińskiego (następnie poseł ten został zamordowany wypadkiem samochodowym, jak przekonuje strona www.bandycituska.pl/ofiary.html, jest to możliwe dzięki istnieniu backdoorów w elektronice odbierających fale, oczywiście jednak lekceważy się świadków tego zjawiska, np. Piotra Niżyńskiego, któremu kilka razy w jednym 2012 roku blokowano działanie hamulców, w różnych samochodach, w Polsce i za granicą: raz nawet wraz z hamulcami częściowo szwankowała też kierownica, zupełnie jak gdyby był jakiś olej na drodze lub inny powód do poślizgu, choć nie było; ofiarą podobnej sprawy padł prawdopodobnie polityk Bronisław Geremek, jako że dzień wcześniej ogłoszono śmierć księdza Bronisława o nazwisku G., tj. Grulkowskiego, w prasie katolickiej, np. wiara.pl, ponadto proces o wypadek oparty na wyssanym z palca domniemaniu, że pojazd nie utracił sterowalności z winy elektroniki, wytoczono też rodzinie prezydenta Wałęsy);
  • Agnieszka Ścigaj – może to o rzekomo brakującym wniosku o ściganie, gdy na Policję próbuje zgłosić się świadek podżegania do śledzenia Niżyńskiego, np. w zakładzie pracy;
  • Paulina Hennig-Kloska – dwa nazwiska tworzą inicjały HK, jak "haking", czyli znowu trzeba by przypomnieć o temacie backdoorów w elektronice i systemach informatycznych;
  • Barbara Dolniak – ironiczne, bo posłanka to oczywiście nie jest ktoś "na dole" społeczeństwa, a tymczasem to jest jeszcze dodatkowo członek prezydium klubu Nowoczesna;
  • Tomasz Rzymkowski – wiceprzewodniczący klubu Kukiz'15;
  • tego typu posłów jest nawet więcej, wystarczy przejrzeć ich listę. Jest to po prostu przykład wdrażania dobrze znanych od dawna metod funkcjonowania omawianej tu grupy i swoistej mafii (zajmującej się też morderstwami, patrz www.bandycituska.pl/ofiary.html) – w raporcie na stronie internetowej www.bandycituska.pl/ponazwisku.html można znaleźć multum innych i dużo wcześniejszych przykładów takiego dobierania po nazwisku, co normalnie jest koncepcją mało popieraną, bo preferuje się kryteria merytoryczne, a nie przypadkowość (przypadek, jako zaprzeczenie wszelkiego rozumowego kryterium doboru, jest zaprzeczeniem sprawiedliwości – chyba że chodzi o uzyskanie idealnej równości i równomierności rozkładu, ale przy karierze politycznej właśnie nie tego się szuka, tylko tych najwartościowszych pod względem umiejętności, skłonności do poświęceń i bezinteresowności).

Oby ten artykuł pomógł Polakom zrozumieć, jak tragiczny stan został już osiągnięty oraz wciąż grozi naszej krajowej polityce. Stan, w którym wszyscy zasłaniają się milczeniem mass mediów oraz przychylnymi instytucjami państwowymi, w tym zwłaszcza (najpewniej skorumpowanymi) sędziami, zaś skandale kryminalne w państwie, w tym coraz częstsze zabijanie, się wspiera i przemilcza. Po czym, skrajnie już haniebnie, "z przyczyn prawnych" mimo istnienia dowodów nie dopuszcza się do ich rozliczenia i do osadzenia winnych w więzieniach – "bo Konstytucja nie pozwala", a "sądy są niezależne i nic tu lepiej nie próbować naprawiać na siłę".

(n/n, zmieniony: 22 kwi 2020 14:48)

×

Dodawanie komentarza

TytułOdp. na:
Treść:
Podpis:
Nowi użytkownicy dzisiaj: 0.© 2018-2024 xp.pl sp. z o. o. i partnerzy. Publikowane materiały wyrażają opinie ich autorów.RSS  |  Reklama  |  O nas  |  Zgłoś skandal